czwartek, 11 października 2012

Chapter 3. - H V


Od autorki: Siema! Przepraszam za błędy i powtórzenia, ale nie mam dziś siły by to sprawdzać, jutro wrócę późno, więc wrzucam teraz! xx
~*~


Strach.

Po raz kolejny poproszę o Twoją definicję.

Nie wiesz, ale go czujesz?

Nie wiesz, ale doskonale go znasz?

Nigdy się nie poddawaj, nawet kiedy sprawa wydaje się z góry skazana na niepowodzenie.

Bo może akurat spotkasz.. swojego anioła..

..który otworzy przed Tobą skrzydła..

... i porwie Cię w otchłań snów..

.. z których już tylko krok do szczęścia.

Każdy z nas jest artystą własnego życia, nie zapominaj o tym!

Jak pisał Paulo Coelho : " Tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką "

Strach przed porażką?

 Nie?

Strach przed utratą?

 Nie?

Strach przed miłością?

Czyżbym trafiła w sedno?

Serca nigdy nie uciszysz.
~*~
 ~TheEndIsJustTheBeginning~
 

Jego ręce drżały, a nogi uginały się w momencie, gdy naciskał na srebrną klamkę od sali, w której znajdował się nastolatek nazwiskiem Styles. Delikatnie uchylił drzwi i bardzo cicho wszedł do środka. Chłopiec spał, wydawał się być tylko zmęczony. Louis podszedł o krok bliżej niż planował i zacisnął swoje dłonie na zimnej, metalowej barierce od łóżka. Mógł wreszcie dać upust emocjom, które się w nim skumulowały. Trwał w swoim transie długo, analizując dokładnie rysy twarzy nieprzytomnego Harry'ego, co jakiś czas zerkając na podłączoną aparaturę. I wtedy niespodziewanie dla Louisa chłopak otworzył oczy.

- Gdzie ja jestem? - jego głos był zachrypnięty, a oczy lekko podkrążone.

- W szpitalu Harry. - odparł Loueh i prędko podał mu szklankę z wodą mineralną.

- Zaraz.. znam Cię.. znam pana skądś - mruknął pacjent podnosząc się nieco wyżej, a w jego oczach pojawiły się iskierki, których on sam z pewnością nie rozumiał.

Louis tylko uśmiechnął się pod nosem i poprawił mu poduszkę, która zwisała na jednym z krańców materaca.

- Wiem. Pan Tomlinson, prawda? - spytał Harry po chwili namysłu. - Byłem tu kiedyś z moją siostrą..
Na twarzy Louisa widoczne było zdziwienie. Chłopak, o którym nie mógł przestać myśleć od pierwszej chwili, gdy go ujrzał pamiętał teraz jego nazwisko. Czy to nie jest piękne?

- Wystarczy Louis - odpowiedział szatyn poprawiając swoje okulary. - Mów do mnie Louis.
_

Tomlinson wyszedł z pomieszczenia szybciej niż miał w zamiarze. Nie mógł wytrzymać napięcia jakie rosło z sekundy na sekundę między nim, a leżącym chłopakiem. Spojrzał tylko prędko na kartę pacjenta, życzył zdrowia i nie wdawał się w dalszą rozmowę mimo, że bardzo tego pragnął. Pragnął poznać Harry'ego Stylesa i jego życie, pragnął poznać jego wady i zalety, pragnął poznać jego nawyki, uzależnienia, marzenia..

..tylko tyle pragnął.

Idąc korytarzem nadal nie mógł uspokoić swojego oddechu. Oparł głowę o jedną ze ścian i nerwowo przygryzał wargę. Nie docierało do niego to, dlaczego tak dziwnie wpływa na niego zwykły pacjent.

Błąd.

Harry Styles nie był zwykłym pacjentem. Niestety Louis jeszcze tego nie wiedział.

- Wszystko okej? - głos Rity wyrwał go z zamyślenia wprawiając tym samym w zażenowanie.

- Tylko.. źle się czuję. - skłamał jak nigdy.

- Tommo, od kilku dni zachowujesz się dziwnie. - kontynuowała Ora, ale przyjaciel już jej nie słuchał, bowiem po raz kolejny odpłynął w krainę marzeń. - Ziemia do Louisa! Jesteś jakiś nieobecny.

- Już mówilem, że po prostu gorzej się czuję. - krzyknął ze złością Lou, a Rita odskoczyła na bok.

Nagle jego pager zadzwonił. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie numer sali jaki mu się wyświetlił był numerem pokoju Harry'ego. Złapał Ritę za rękę i ruszył w odpowiednim kierunku.
Harry po raz kolejny stracił oddech.

- Sztuczne oddychanie! - krzyknęła pielęgniarka, a kilka zebranych osób odsunęło się od łóżka. Louis był jedynym, obecnym tu lekarzem i w jego obowiązku było ratować życie pacjenta.

- Louis do cholery, bo on umrze! - głos blondynki dał w końcu wyczekiwany efekt.

Tomlinson nachylił się nad leżącym chłopakiem w celu wykonania resuscytacji.. W momencie, gdy jego usta prawie dotykały warg nieprzytomnego chłopaka musiał powstrzymywać swoje żądze, musiał walczyć by go nie skrzywdzić. Był niczym wampir pragnący ukąsić swą ofiarę, a jednocześnie ta ofiara była jego uzależnieniem.

Na całe szczęście funkcje życiowe zostały przywrócone, a Lou mógł opaść na krzesło i odetchnąć z ulgą. Oddech nastolatka unormował się i nic nie wskazywało na ponowne zaburzenia. Louis zaczynał rozumieć, że nie uwolni się od tego, co dzieje się w jego sercu. Miał mroczki przed oczami i ciary na całym ciele. Czuł ciepło klatki piersiowej Harry'ego i wyobrażał sobie jak pieści jego usta.

Ewidentnie poczuł, że świruje.

 ~YouCan'tFoolDestination~

Liam nie przespał całej nocy dręczony przez wyrzuty sumienia i głupkowate fantazje. Był zły na siebie, że nie pobiegł za blondasem. Przecież mógł go zatrzymać, przeprosić. Mógł uczynić wszystko, ale w tamtym momencie był tak zszokowany, że nie potrafił zrobić żadnego sensownego ruchu.  Rano wypił tylko kawę i przegryzł suchego tosta, po czym zarzucił plecak i ruszył w stronę uczelni. Chciał już tam być, chciał wyjaśnić całą sprawę.

Nialler w przeciwieństwie do Liama nie chciał wcale zaczynać tego dnia wykładem ze starszym rocznikiem. Obawiał się wielu rzeczy, ale chyba najbardziej obecności chłopaka, który poprzedniego dnia niespodziewanie pocałował go w parku. Dziś musiał również odwiedzić szpital swojej cioci w celu potwierdzenia praktyk. Z ogromnym trudem wstał z łóżka, przemył twarz, wyczyścił ząbki na których zalegał aparat ortodontyczny i bez jakiegokolwiek śniadania ruszył do szkoły.

Zajęcia zaczynały się punkt ósma, więc dr Jefferson postanowił odczekać jeszcze kilka minut na ewentualnych spóźnialskich. Lewą część sali zajęli studenci z drugiego roku, w tym Liam oraz jego przyjaciel Andy. Oczywiście prawa została zarezerwowana dla tych młodszych, mniej doświadczonych. Wybiło pięć po ósmej, a zdenerwowanie Payne'a wzrastało z każdą chwilą. Nialler nie zjawił się dotychczas, co mogło znaczyć, że nie pojawi się już w ogóle.

- Co Ci jest? - Andy szepnął widząc drżące ręce swojego najlepszego kumpla.

- Nic - skwitował krótko Li lustrując ostrożnie całą salę.

Nagle drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wpadł blondyn. Jego włosy były potargane przez wiatr, na twarzy widniały dwa dorodne rumieńce, a szary kardiganek dodawał mu uroku.

- Witamy, panie Horan. Proszę zająć miejsce!- jęknął profesor, a Liamowi zrobiło się słabo.

Przez kolejne trzy godziny wykładów wpatrywał się w siedzącego po przeciwnej stronie chłopaka udając, że coś notuje lub, że patrzy na zegarek.

Gdy Jefferson ogłosił koniec zajęć Liam zamknął swój niezapisany notes i prędko zerwał się z miejsca.

- A Ty dokąd? - pytanie Andy'ego podparło go do muru.

- Mam coś do zrobienia. - odparł niepewnie, po czym nie czekając na reakcję przyjaciela skierował się w stronę drzwi.

Andy był zdziwiony, bowiem Payne nigdy nie zachowywał się w podobny sposób. Nigdy nie miał przed nim tajemnic. Nigdy nie znikał tak nagle i nigdy nie był tak rozkojarzony.

Nie ważne.

Nialler nie czekał, aż wszyscy opuszczą salę wykładową. Próbował przemknąć niezauważony, ale niestety w ciasnym korytarzu poczuł na swoich plecach czyjąś rękę.

- Możemy pogadać? - głos Liama drżał i powodował, że nie brzmiało to wcale poważnie.

- Nie mamy o czym. - odburknął Horan przyspieszając kroku.

- Poczekaj. To wczoraj to.. - wyjaśniał Li, ale blondyn wcale go nie słuchał. A przynajmniej udawał.

- To wczoraj nie miało miejsca, rozumiesz? - krzyknął Niall popychając starszego studenta na zimną ścianę.

Chłopak jednak nie dał za wygraną i podążył w stronę wyjścia. Uznał, że to będzie totalny kretynizm śledzić swój obiekt westchnień, ale ostatnio w jego zyciu nic nie było normalne.

Minęło 15 minut, gdy znaleźli się na miejscu. Liam zastanawiał się w jakim celu Horan zmierza do największego w Londynie szpitala. Chwilę później podsłuchując jego rozmowę z recepcjonistką imieniem Rita mógł wysnuć wniosek, że przybył tu w celu załatwienia praktyk. Nagle na korytarzu pojawił się Louis, którego Payne kojarzył z domówki u DJ Malika.

- Liam? Co Ty tu robisz? - krzyknął radośnie lekarz i podszedł do chłopaka witając się z nim w przyjacielskim uścisku.

- Shhh, ukrywam się - oświadczył szeptem i skrył się za ścianą.

- Co robisz? - Tomlinson wybuchnął śmiechem, a Rita mu zawtórowała.

Wtedy na korytarzu pojawiła się Tracy wraz ze swoim siostrzeńcem. Kiedy spojrzenia dwóch studentów spotkaly się ze sobą mogłoby się komuś wydać, że to ostatnie minuty ich życia.

Były pełne przerażenia, szoku i chęci ucieczki.

- Ach, Ty pewnie jesteś Niall, Twoja ciocia mi wiele o Tobie opowiadała - Loueh rozpoczął rozmowę, a po chwili spojrzał znacząco na Liama - To jest Li, mój znajomy.. ale zaraz, czy Wy razem nie studiujecie?

- Tak jakby - burknął przez zęby Niall, za co został skarcony przez swoją ciotkę.

- Może Ty również potrzebujesz praktyk ? - pan doktor Tomlinson zwrócił się do stojącego z założonymi rękoma Liama, który ani myślał odmówić.

Gdy Lou wraz z Tracy odeszli na chwilę na bok by dopełnić wszelkich formalności dwójka pragnących siebie nawzajem mężczyzn została sama, nawet Rity nigdzie nie było.

- Nie uciekaj przede mną. - szepnął Liam wplatając swoją rękę w gęste włosy blondyna. - Pozwól sobie na odrobinę szaleństwa.