Od autorki: Hej wszystkim!
:) Dziękuje za tak miłe przyjęcie. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i że
ta historia pokaże Wam jak silna może być miłość bez względu na to
między kim się zrodzi. Przepraszam za tak długą zwłokę, ale miałam znów
małe problemy z pisaniem. Dziękuje za Wasze opinie. Liczę na komentarze i
wprowadzam tu zasadę PTS ( przeczytałeś-to-skomentuj ) Dzięki! xx
~*~
~*~
Cześć, wpadłam tu tylko na chwilę.
Mam kilka pytań.
Niektóre z nich już znasz.
Wierzysz w miłość?
A potrafisz podać mi jej definicję?
Wierzysz w przyjaźń?
A znasz jej podstawowe zasady?
Wierzysz w bezinteresowność?
Udowodnij.
Człowiek, który pokocha od pierwszego wejrzenia jest zabawką w rękach losu.
Człowiek otumaniony miłością widzi tylko to, co chce.
Stracone szanse bolą najmocniej.
Czy jesteśmy w stanie odbudować złamane obietnice?
"Nigdy nie pozwól by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry"
~*~
~TheEndIsJustTheBeginning~
Louis po powrocie do domu czuł się okropnie źle. Spędził sporo czasu na polanie przez co zmarzł i nabawił się kataru. Dlatego, gdy tylko otworzył drzwi od swojego mieszkania natychmiast skierował się w stronę kuchni w celu zaparzenia herbaty malinowej, która rzekomo pomagała na ból gardła. Był lekarzem i powinien wiedzieć, że to tylko tania bzdura. Może i wywar ze słodkich owoców łagodził ból, ale z pewnością nie likwidował całkowicie infekcji. Ale co mógł poradzić, gdy najukochańsza rodzicielka wcisnęła mu kilka opakowań 'RaspberryTreat'? Po prostu włożył je do torby bez słowa sprzeciwu. Gdy ciepły napój rozlał się po jego wnętrzu poczuł ogromną ulgę. Wziął prędko prysznic i zatopił się w swoim łóżku oglądając ulubiony serial na HBO. W ten sposób próbował choć na chwilę odejść od myśli o zakręconym bracie swojej pacjentki.
Ale nie mógł.
Właśnie siedział na betonowym murku i wpatrywał się w zielone tęczówki chłopca ze szpitala, gdy poczuł wibracje pod poduszką. Wyrwał się z błogiego snu i z ogromną niechęcią odebrał telefon.
-Halo? - jego głos by zachrypnięty, pełen złości i zmęczenia.
- Wiesz, która jest godzina? Dzwonię już chyba trzydziesty raz. - Rita brzmiała ostro i zdecydowanie. - Masz szczęście, że ordynatora dziś nie ma na oddziale. Louis, słuchasz mnie?
- Mhm, już wstaje. Obudziłaś mnie Riciak, nie wybaczę Ci tego. - odparł przecierając oczy. - O Boże, już w pół do dziewiątej? Zaspałem!
- Właśnie staram Ci się to uzmysłowić. Widzę Cię tu za 10 minut. - odpowiedziała dziewczyna, po czym zakończyła połączenie.
Louis opadł ponownie na poduszki, a telefon który trzymał w dłoni wylądował na podłodze. Tak strasznie nie miał ochoty wstawać. Czuł, że powinien dzisiejszy dzień przeleżeć pod kocem oglądając jakieś głupie seriale lub po prostu słuchając kolejnej audycji radiowej o tym jaka miłość jest piękna. Po prostu to czuł. Nie miał dziś na tyle siły by zmierzyć się z walką o swoje szczęście, a co dopiero o szczęście innych ludzi. Zebrał się z łóżka dopiero po piętnastu minutach całkowicie pewien, że Rita nie wyda go przed szefem. Przemył twarz, włożył odpowiednie ubranie i przegryzając suchego tosta skierował się w stronę przystanku. Dzisiejszy dzień był inny. Nie padało, co w Londynie na prawdę bywało rzadkością. Tomlinson zdecydowany, że w ten sposób dotrze dopiero na koniec swojej zmiany zamówił taksówkę. Oparł głowę o szybę samochodu i zastanawiał się dlaczego w jego głowie ciągle siedzi ten rozkoszny dzieciak, który rozbudził w nim takie emocje.
_
- No proszę, witamy na pokładzie. Wcale nie mówię, że jest po dziesiątej. - krzyknęła Rita widząc jak Louis próbuje przemknąć niezauważony.
- Zamknij się, co? Miałem ciężki wieczór. - odparł chłopak i nie kontynuując już dłużej tej konwersacji zniknął w pokoju lekarskim.
Długo rozważał czy powiedzieć Ricie o swoich odczuciach, ale później doszedł do wniosku, że to nic takiego. Przecież to normalne, że lekarz rozmyśla o swoich pacjentach, prawda? Miał świadomość, że to, co dzieje się w jego sercu nie jest ani trochę zdrowe, ale mocno upierał się przy fakcie, że nic nie uległo żadnej zmianie.
W gabinecie siedziała Tracy, koleżanka po fachu. Powitała go z radością, co było dość dużym zaskoczeniem.
- Świetnie Cię widzieć Louis. Mam pewien kłopot. - szepnęła zamykając drzwi od sali. - Mój siostrzeniec Niall jest właśnie na studiach i potrzebuje dobrej praktyki. Pomyślałam o Tobie.
- Ach, jasne. O ile ordynator wyrazi znów zgodę na ten projekt to możesz być pewna, że Niall ma miejsce.
Lou nie czekał na odpowiedź, prędko przebrał się w zwyczajny fartuch lekarski i wyszedł na obchód. Po drodze zgarnął jeszcze kawę od Rity i znosząc jej ironiczny uśmieszek powędrował dalej. Dziwnym trafem nie było wielkiego ruchu, jakby ludziom nagle odechciało się chorować. Ale to chyba dobrze. Przynajmniej dla Tomlinsona, którego myśli nadal nie mogły odbić od brata dziewczyny o nazwisku Styles. Staranie zapisał każdą literkę w swoim notesie. Nie chciał zapomnieć, właściwie to było to nie możliwe, ale należał do tych osób, które wolą chuchać na zimne.
Nagle zadzwonił jego pager. Pobiegł korytarzem do wyznaczonej sali. Stanął na progu, podczas, gdy dwójka lekarzy reanimowała młodego mężczyznę.
-Co się stało? - krzyknął Louis podchodząc bliżej. - Amy, podłącz aparaturę! Prędko, nie możemy go stracić!
I to był ten moment. Tomlinson spojrzał na pacjenta, a jego serce drgnęło. Poczuł jak zaczyna robić się co raz słabszy, a jego dłonie drżą z przerażenia. Złapał się stojącej obok kroplówki.
- Wszystko w porządku? - pytanie Rity przywołało go do rzeczywistości. - Louis, wszystko w porządku?
Nie zdołał odpowiedzieć, bo słysząc, że chłopak odzyskał oddech utracił przytomność. Obudził się dopiero po chwili czując na swoich policzkach dłonie Tracy. Podniósł się z sofy i wybiegł w stronę gabinetu Rity.
- Co z nim? - mruknął zdenerwowany widząc jak blondynka zapisuje listę pacjentów. - Co z nim Rita?
- Z kim Louis? O czym Ty mówisz? - szepnęła nie odrywając się od pracy. - A, pytasz o tego chłopca. Nazywa się Harry. Harry Styles. Już z nim lepiej, ale ciągle śpi. Nikt nie wie, dlaczego utracił funkcje życiowe. Twoja rola Mr Tommo, ostatnie drzwi po prawej stronie.
- Harry Styles. - powtórzył Loueh i skierował się tam.. właśnie tam za głosem serca.
~YouCan'tFoolDestination~
Niall był właśnie przed wykładem doktora Jeffersona, gdy wyświetlacz jego komórki oznajmił mu nowe połączenie.
- Ciocia Tracy? - jęknął zdziwiony, odchodząc na bok, bowiem gwar uczelni nie pozwalał na jakiekolwiek rozmowy. Kiedy dowiedział się w jakim celu dzwoni siostra jego matki był wniebowzięty. Tak miłej wiadomości nie dostał dawno. Przynajmniej teraz nie musiał martwić się o staż. Niebawem miały rozpocząć się zajęcia praktyczne, a on właśnie otrzymał przepustkę do drużyny jednego z najlepszych i najmłodszych lekarzy w mieście. Z tych rozmyślań wyrwał go jakiś kolega. Pora na wykład.
- Szanowni państwo, mam dla Was informację. - głos profesora rozszedł się po całym pomieszczeniu. - No już, cisza! Od jutra zaczynamy zajęcia ze starszym rocznikiem. To projekt współfinansowany przez Ministerstwo Zdrowia i Edukacji, a więc nie możecie się z tego wypisać. Ach, jak mi przykro. Będziemy spotykać się codziennie po kilka godzin, myślę, że zarówno Wam jak i Waszym kolegom wyjdzie to na dobre.
Niall w tym momencie zastygł. Czy czasem ten chłopak, na którego wpadł rano, a później w parku nie uczęszcza na drugi rok?
O nie.
_
Liam dziś zerwał się z łóżka przed czasem, co zaskoczyło zarówno jego matkę jak i siostry. Nigdy przedtem nie wstawał tak wcześnie, a jeśli w ogóle to tylko wtedy gdy na prawdę musiał. Wszyscy w domu wiedzieli, że albo stało się coś bardzo przełomowego w jego życiu, albo po prostu chłopak dojrzał i zrozumiał, że nauka jest bardzo ważna. Zakładali raczej, że to pierwsze.
- Dobrze się czujesz? - szepnęła Ruth widząc jak Liam zaczesuje swoje włosy do tyłu i poprawia idealnie wyprasowaną koszulę.
- Świetnie, ale czemu pytasz? - odparł chłopak nie dając wyprowadzić się z równowagi. Jego siostra oparła się o framugę drzwi od łazienki i nadal wpatrywała w te pedantyczne przygotowania.
- Nigdy wcześniej nie wstawałeś przed siódmą, nie stroiłeś się, nie czesałeś w ten sposób. Zakochałeś się?
Liam zastygł teraz podobnie, jak Nialler wcześniej.
- Zwariowałaś! - zaśmiał się próbując ukryć wypieki na swojej twarzy, ale Ruth nie czekała na dalszą odpowiedź tylko krzyknęła na cały dom: 'Nasz Liamuś ma dziewczynę, nasz Liamuś ma dziewczynę'
Szkoda, że to było tak dalekie od prawdy.
W odróżnieniu do Horana, Liam na wieść o tym, że przez najbliższy tydzień będzie odbywał zajęcia z pierwszym rocznikiem ucieszył się. To znaczyło jedno: blondyn na horyzoncie.
Jednak nie chciał czekać do jutra. Nie mógł wytrzymać, dlatego postanowił odszukać chłopaka i wyjaśnić całą sprawę, od początku do końca. Długo wędrował po różnych zakamarkach uczelni, odwiedził nawet toalety i kiosk ruchu. Nigdzie go nie było. Wtedy w jego głowie pojawiła się nowa idea. Park.
Liam szedł w zaparte i nie martwił się o to, że właśnie powinien zmierzać do jednej z wykładowych sal. Odnalazł wzrokiem blond czuprynę i w mgnieniu oka bez jakiegokolwiek zapytania usiadł obok.
- Dlaczego przede mną uciekasz? - szepnął, by nie przestraszyć po raz kolejny chłopaka.
- Dlaczego jesteś wszędzie tam gdzie ja? - odpowiedział Niall.
- Um, może to przeznaczenie - jęknął pod nosem Payne, ale chłopak zdawał się nie słyszeć jego słów. Może to i lepiej. - Nie wiem sam, jakoś tak wyszło.
Spojrzeli sobie w oczy, a niewidoczne iskierki objęły ich postury. Chemia. Liam poczuł chemię. Ogromne pożądanie i masę miłości. Nie potrafił poradzić sobie z tym, bowiem nigdy nic podobnego mu się nie zdarzyło. A teraz? Teraz nie mógł przestać wpatrywać się w te pełne błękitu tęczówki. Jego dłoń powędrowała we włosy Horana, a usta z taką delikatnością naparły na wargi młodszego studenta, jakby były najcenniejszą rzeczą, którą mógł dotknąć. Odpłynęli.
Gdy pocałunek dobiegł końca Niall podniósł z ziemi torbę, zarzucił ją na ramię i zniknął z pola widzenia Liama, który nadal nie mógł uwierzyć do czego doszło.
@natsdirection