Tytuł: Heavenly voice (Niebiański głos)
Pairing: Larry & Niam
Rodzaj: dramat, romans
Od autorki: Sie-sie-ma Misie! Możecie pomyśleć, że oszalałam, a mnie zwyczajnie ponosi wyobraźnia. Mam nadzieję, że spodoba Wam się ten fanfic. Nie wiem czy pisał, ktoś coś o takiej treści. Być może tak, aczkolwiek nie znam wszystkich opowiadań typu bromance. Oczywiście wszystko piszę sama, żeby nie było. Po prostu.. ah, nie będę nic zdradzać. Z czasem zrozumiecie. Tymczasem zapraszam na prolog. Możecie komentować, pytać, obserwować. Niedługo pojawi się tu bardziej profesjonalny szablon. Po prostu nie mogłam się doczekać, aby pokazać Wam ten ugh.. początek. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że bardzo mocno shipuje Larry'ego. Nic nie trzeba tłumaczyć. Ale spróbuje powiedzieć dlaczego akurat 1/2 opowiadania zajmie Niam. Hm, uważam ten słodki bromance za godny mojej uwagi. Mimo, iż z całego serca wspieram związek Liama i Danielle to lubię też Payne'a w połączeniu z Horan'em. No cóż, kończę ten zacny wywód, którego połowa pewnie nie przeczytała:3 Nie mam pojęcia ile będzie rozdziałów i czy dotrwamy do końca. Mam nadzieję, że tak! Bye! :)
~*~
Wierzysz w miłość?
Wierzysz w przeznaczenie?
Wierzysz w miłość między dwojgiem młodych ludzi?
Wierzysz w bezinteresowność?
Wierzysz w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny?
Ponawiam pytanie. Wierzysz w miłość?
Tak?
Nie?
Poczekaj. Nigdzie nie idź.
Jestem aniołem.
I jestem tu po to, by ukazać Ci dwie z pozoru różne historie, których główni bohaterowie nie zdawali sobie sprawy, że u krańców swojego krótkiego życia odnajdą prawdziwe uczucie.
Jestem tu dla Ciebie, pamiętaj.
Jestem tu, bo miłość istnieje.
Nie zapomnij.
Jest ktoś, kogo kochasz?
Kogoś, kto dla Ciebie znaczy wszystko?
Kogoś, za kim skoczył byś w ogień?
Tak?
To pomyśl, że w każdej chwili go może zabraknąć.
To pomyśl, że może odejść w najmniej odpowiednim momencie.
Wierzysz w miłość?
Nie?
Stań na skraju urwiska. Powiedz, że życie jest bez sensu i rzuć się w przepaść.
Jestem aniołem. Widzę wszystko z góry. Chcę Ci opowiedzieć. Posłuchasz?
~*~
~TheEndIsJustTheBeginning~
~TheEndIsJustTheBeginning~
Tego dnia padał deszcz.
Louis szedł właśnie na przystanek autobusowy, a drobne krople opadały na jego twarz. Był skacowany, nie wyspany i w dodatku przytłoczony myślami o poprzednim wieczorze. Co się zdarzyło? Impreza u DJ Malika. Pół miasta, dużo alkoholu i dobra zabawa. Przynajmniej do czasu.. bowiem niespodziewanie jego była dziewczyna zaproponowała mu, aby do siebie wrócili. Mimo, iż od zawsze darzył ją silnym uczuciem to za każdym razem, gdy ją spotykał pojawiał mu się przed oczami obraz sprzed roku. Obraz pijanej Eleanor, która całuje półprzytomnego chłopaka. Zdradziła go i to na jego własnej imprezie urodzinowej. Nie mógł tego przeboleć. To rana, która sączyła się za każdym razem, gdy tylko spojrzał w jej oczy mimo, iż minęło już na prawdę sporo czasu. Zwyczajnie nie umiał zapomnieć. Odrzucił na bok mokrą już od deszczu grzywkę i ruszył w stronę autobusu, który właśnie podjechał na wyznaczone miejsce. Było bardzo wcześnie rano, a ruch na drogach wzrastał z każdą minutą. Louis zaczynał pracę już od siódmej, więc musiał być na miejscu nieco wcześniej. Zajął jedno z wolnych siedzeń, oparł głowę o szyję próbując zapomnieć o tym, co ciągle siedziało w jego głowie. Wsunął jedną słuchawkę do ucha i odpalił iPod'a. Dopiero, gdy głos znajomego kierowcy oświadczył mu, że to jego przystanek wyrwał się z tej okropnej nostalgii i skierował w stronę szpitala. Kolejny dzień, kolejny dzień, który miał przekreślić marzenia wielu osób. Kolejny dzień, w którym Louis będzie uśmiechał się sztucznie mówiąc 'robimy wszystko, co w naszej mocy, proszę się nie martwić'. Nienawidził tej pracy, ale jednocześnie ją kochał.
~*~
~YouCan'tFoolDestination~
Liam szczerze nienawidził poniedziałków. Początek tygodnia zawsze był dla niego utrapieniem. Musiał wstawać wcześnie rano, co za każdym razem graniczyło z cudem. Gdy budzik nie dawał rady do akcji wkraczała jego mama. Miał z nią zawsze wspaniały kontakt, ale w chwili, gdy ściągała z niego kołdrę był niesamowicie wściekły. Kobieta łagodziła jego złość pysznym śniadaniem i gorącą kawą. Liam obiecał ojcu, że dotrzyma słowa. I mimo, iż jego łóżko prosiło, aby nie wstawał to robił to codziennie przez pięć dni w tygodniu. Był właśnie na drugim roku medycyny, a zajęcia, które odbywały się rano miały ogromne znaczenie. Dlatego MUSIAŁ. Dźwignął się z miękkiego materaca i skierował w stronę łazienki. Po zjedzonym posiłku zaczął żałować wczorajszej balangi u jednego znajomego znajomych. Andy wyciągnął go na imprezę w środku nocy przez co teraz męczył go okropny kac. I jak tu wytrzymać tyle godzin na wykładach? Wziął pod rękę 2 litrową butelkę wody gazowanej i ruszył do garażu po samochód. Kochał swoje życie. Był bogaty i niczego mu nie brakowało. Nie musiał się uczyć, ani pracować. Nic nie musiał. Jego ojciec pertraktował w sprawach międzynarodowych, co zapewniło mu dobrą pozycję do końca życia. Ale obiecał, że wykształci się na porządnego człowieka. Miał ogromne serce i zawsze dotrzymywał słowa. Dlatego i tym razem postanowił to zrobić. W holu szkoły roiło się od studentów. Jedni powtarzali zagadnienia na egzamin, inni opowiadali sobie ekscytujące wrażenia z weekendu, a jeszcze inni zwyczajnie spali oparci o śliskie ściany pomieszczenia. Liam skierował się w stronę sali wykładowej, by zająć jakieś dobre, ustronne miejsce. Schylił się, aby podnieść jedną ze ściąg, która wypadła mu właśnie z notesu. Nie zauważył idącego z naprzeciwka chłopaka. Ich notatki rozsypały się po całym korytarzu falując w powietrzu na wszelkie sposoby. Payne nie wyglądał na złego, a blondyn, który był współzawodnikiem akcji przypominał przestraszonego kotka. Zebrał prędko swoje rzeczy i odszedł bez słowa..