sobota, 24 listopada 2012

Chapter 4. - HV

Od autorki: Hej! Na początku przepraszam za spóźnienie, ale ten blog traktuje nieco lżej niż pozostałe. Może ze względu na to, że jest to najnowsza historia, jakiej się podjęłam, albo też dlatego, że nie mam pewności, czy oprócz tej liczby stałych czytelników ktoś to czyta. Dlatego prosiłabym Was, jeżeli oczywiście chcecie dalszych losów bohaterów tego opowiadania o wyrażenie swej opinii.

~*~
Przeznaczenie.


" Przeznaczenie decyduje o tym, kto pojawi się w Twoim życiu,
ale to Ty decydujesz kto zostanie w nim na zawsze. "

Dziś krótka lekcja miłości.
Ode mnie dla Was.
Upadłe anioły też potrafią kochać, naprawdę.

Nie pytaj, czy coś o tym wiem.

Po prostu żyj, nie bój się podejmować wyborów.

Mów prawdę, ale tylko raz.

Kłamstwa bolą za każdym razem, gdy je powtarzamy.

Nie bój się tego, co inne.

Każdy zasługuje na to by kochać i być kochanym.

Każdy nosi w sercu małą ranę,
która może w każdym momencie zniknąć, jak i powiększyć się.

Zaryzykuj.

Sztuką jest mieć na ustach uśmiech, podczas gdy w oczach łzy jeszcze nie zastygły.
-
Dwie historie miłości do których zmierzam niewiele się od siebie różnią, obie są przesiąknięte bólem, smutkiem, ale i gorącym uczuciem, które wieki temu zostało zapisane w gwiazdach.

Posłuchaj, kochanie...

~*~
 ~TheEndIsJustTheBeginning~

Od ostatniego wydarzenia minęło kilka dni, ale Louis nadal nie potrafił w nocy zmrużyć oka. Często zostawał na nocne dyżury podając ordynatorowi najgłupsze argumenty, jakie mógł w ogóle wymyślić. Tak naprawdę czuł potrzebę bycia blisko chłopca z kręconymi włosami. Czuł, że musi go pilnować, bowiem stan zdrowia nadal nie ulegał zmianie. Harry ciągle spał, był osłabiony, blady, a jego oczy w niesamowicie okropny sposób otoczone były sińcami. Tomlinson martwił się z dnia na dzień coraz bardziej. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że nie potrafił zdiagnozować choroby. Wszyscy określali go mianem doktora House'a, tymczasem on tkwił w martwym punkcie. Bolało go to, że nie może zebrać myśli i pomóc nastoletniemu chłopakowi, który od pierwszego momentu zawładnął jego sercem. Każdego dnia widział przy jego łóżku zatroskane oblicze matki, która nie mogła doczekać się, gdy usłyszy, że jej syn jest całkiem zdrowy. Dziewczyna imieniem Gemma, którą Louis miał okazję leczyć również siedziała przy swoim bracie, nie opuszczając go ani na chwilę.

- Louis, powinieneś odpocząć - szepnęła Rita kładąc dłoń na jego ramieniu. - Lou, mówię serio.

- Nie mam ochoty, nie jestem zmęczony. - odparł chłopak, po czym zaprzeczył własnym słowom, bo mimowolnie ziewnął z powodu braku snu.

- Właśnie widać. - zaśmiała się dziewczyna, a na twarzy jej przyjaciela wystąpiły małe rumieńce. - Od kilku dni ciągle bierzesz nocne dyżury, a w dzień wracasz do domu tylko na parę godzin. Tommo, wykończysz się, to nie jest już zabawne.

- Ale to nie miało być zabawne, naprawdę nie potrzebuje niczego innego.. - zaczął, ale po chwili ugryzł się w język, bowiem w każdej chwili Rita mogła załapać o czym mówi. Była bardzo bystrą i inteligentną osobą, a przede wszystkim dobrym obserwatorem.

- Niczego innego niż ? - zadała pytanie, którego się obawiał. Na szczęście nie musiał odpowiadać, bo jedna z pielęgniarek krzyknęła, że jest proszony do pokoju pacjenta.

A dokładniej do sali.. Harry'ego Stylesa. Serce Louis'ego zamarło.

~YouCan'tFoolDestination~

Po spotkaniu w szpitalu relacje między chłopakami nieco się poprawiły. Niall już nie uciekał na widok idącego Liama, a nawet zdarzało się, że odwzajemnił skromny uśmiech, jaki posyłał mu starszy student. Można rzec, że wszystko szło w dobrym kierunku. A przynajmniej taką nadzieję miał syn państwa Payne'ów, który w ciągu miesiąca uległ tak ogromnej metamorfozie, że Nicole, jego siostra nie mogła w to uwierzyć.

- Gdzie jest mój uparty i sławny brat? - szepnęła tego poranka, gdy Liam pozwolił, aby pierwsza weszła do łazienki.

- O czym Ty Nicki mówisz? - odparł zdziwiony chłopak i pokręcił kółko na swoim czole. - Wszyscy zwariowaliście.

- Może o tym, że Cię nie poznaje. Nie jesteś już takim kretynem, jak dawniej. - rzuciła w żarcie, czym wywołała na twarzy swojego brata ogromny uśmiech. - Serio, wyszło Ci to na lepsze, chociaż właściwie nikt nie ma pojęcia co jest tego powodem, hm?

- Nic takiego, po prostu spojrzałem w trochę inny sposób na świat. - oświadczył dumnie Liam, chociaż miał stuprocentową pewność, że jego siostra nie zrozumie tych słów.

Uśmiechnęła się tylko i ostatecznie wyrzuciła go z łazienki.

- Masz piętnaście minut! Potem wchodzę! - krzyknął głosem, który zawsze ją rozśmieszał i wrócił do swojego pokoju. Usiadł na łóżku i zastanawiał się, co dziś czeka go na uczelni. Jego zielony indeks świecił pustkami. Egzaminy już niedługo, a w głowie brak miejsca na wiedzę. Całą przestrzeń zajmowały myśli o blond przystojniaku, którego usta smakują jak maliny, a oczy sprawiają, że człowiek unosi się w sferze ponadziemskiej.


 ~TheEndIsJustTheBeginning~

Louis stanął na progu sali Harry'ego i przeżył mini zawał, chłopak siedział z otwartymi oczami i wyglądał, jakby oglądał świat po raz pierwszy. Jego serce zabiło mocniej.

- Jeszcze z nikim się nie widział, nikt z nim nie rozmawiał panie doktorze - szepnęła znajoma pielęgniarka i pchnęła go do pomieszczenia.

Louis poczuł się dziwnie onieśmielony, nigdy takie uczucie nie spotkało go podczas wizyty u pacjenta, nigdy. Podszedł bliżej nerwowo zaciskając ręce na barierce łóżka.

- Jak się czujesz? - szepnął, a po chwili sięgnął po jego kartę pacjenta.

- Um, trochę mnie boli głowa.. ale chyba okej, dzięki Louis. - odpowiedział, a w brzuchu pana doktora pojawiło się stado motylków.

" Mmmmmotylki " - pomyślał Tomlinson i odruchowo złapał się za policzki, by zakryć swoje rumieńce.

- Już wiadomo, co mi jest? - szepnął Loczek, ale Louis nadal dryfował w tej nieosiągalnej i zamkniętej sferze marzeń.

- Mhm, niestety nie, jesteś wyjątkowym przypadkiem - oświadczył Tomlinson, a podświadomie zawarł w tym zdaniu ukryte znaczenie.

- Pomógłbyś mi? Jesteś mi potrzebny - szepnął Hazz.

- Co? - jęknął zdezorientowany Lou.

- Wstać, muszę wstać, pomógłbyś mi? Sam nie dam rady.. - wyjaśnił Styles, a Mr. Tommo odetchnął z ulgą, że chodziło tylko co coś takiego.

- Jasne, Harry - mruknął subtelnie i  z uczuciem,  po czym złapał go za ręce. Poczuł ciepło jego ciała, a w głowie zawirowało po raz kolejny. - Złap mnie za szyję, Harry...

Ręce młodszego chłopca nieudolnie oplotły skórę jego szyi sprawiając, że po całym ciele Louis'ego przeszły dreszcze.

- Teraz spokojnie, najpierw jedna noga, potem druga - Lou kontrolował sytuację, jak tylko potrafił, a w międzyczasie dostawał spazmów radości, bowiem trzymał w swoich objęciach kogoś tak ważnego.

Kiedy nogi Harry'ego znalazły się już na podłodze, chłopiec uniósł głowę do góry, a ich źrenice mimo woli się spotkały.

Louis'ego przeszyła zieleń tęczówek pacjenta, a Harry zgubił się morskiej otchłani oczu swego lekarza.

Zaiskrzyło.

- Mogę coś... mogę coś zrobić? - spytał cicho Loczek, a Louis otworzył buzię, jednak nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, kiwnął jedynie głową na znak zgody. Wtedy jego usta zostały zmiażdżone przez nieziemskie wargi Harry'ego. Wtedy na jego plecach pojawiły się niesamowite ciary, a nogi uginały się jakby były z waty...

Właśnie całował się ze swoim niesamowicie przystojnym pacjentem.
Bardzo namiętnie całował.


~YouCan'tFoolDestination~

Na korytarzu było bardzo tłoczno, a Liam z niecierpliwością oczekiwał przybycia blond czupryny. Nie mógł pójść na zajęcia nie widząc wcześniej Horana. Potrzebował choćby na niego spojrzeć przez kilka sekund, by dzień nie okazał się totalną katastrofą. Nie rozmawiali za wiele, właściwie w ogóle nie rozmawiali... Pojedyncze uśmiechy i gesty na powitanie. Nic więcej, a problem w tym, że Liam pragnął WIĘCEJ, o wiele więcej. 

Tylko sam jeszcze nie miał o tym pojęcia.

Nagle do budynku wbiegło kilku dresiarzy. Payne nie obawiał się o siebie, ale pamiętał sytuację, w której dokuczali Niallerowi. Odgarnął włosy do tyłu i szaleńczo poszukiwał postury chłopaka. Niestety w tłumie studentów ciężko było kogokolwiek rozpoznać.

Nagle po holu rozszedł się głośny śmiech. Payne nie miał pojęcia o co chodzi do momentu, w którym podniósł leżącą na środku korytarza ulotkę.

Widniało na niej zdjęcie Nialla i bardzo szyderczy rysunek, a obok napis "jestem gejem". Liam nie zdążył zebrać myśli, a drzwi otworzyły się i stanął w nich bohater całej tej sytuacji. Na widok setek par oczu, które zwrócone były w jego stronę zastygł, spojrzał na leżące wszędzie kartki, a w jego oczach pojawiły się łzy.

Wśród obecnych wybuchła fala śmiechu, a blondyn wybiegł z uczelni. Liam nie miał pojęcia, co zrobić. Zgniótł kartkę, która ośmieszała biednego chłopaka i skierował się w stronę drzwi ewakuacyjnych. 

- Co Ty robisz? - krzyknął Andy i chwycił go za ubranie. - Nie idź za nim, widzisz kim jest.

- Moim przyjacielem! - odburknął Payne. - Zostaw mnie.

Liam stanął na schodach uniwerku i zastanawiał się gdzie szukać zrozpaczonego chłopaka. Na myśl wpadło mu tylko jedno miejsce.

"Park"

Horan siedział tyłem na ławce, jego ręce znajdowały się na oparciu, łkał cicho pod nosem, a mijający go ludzie patrzyli z pogardą.

Payne podszedł bliżej i nie myślał długo na tym, co robi. Przytulił go z całej siły, nie pozwalając na to, by ktokolwiek mógł patrzeć na jego łzy.

- Niall, nie płacz, proszę. - szepnął, a wtedy młodszy chłopak wtulił się w jego tors.

- Po co tu przyszedłeś, powinieneś być z nimi i śmiać się. - mruknął pod nosem ocierając pojedyncze łzy. - Już wiesz kim jestem.

- Powinienem być przy Tobie, wiec jestem. - głos Liama załamał się, a z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu...


czwartek, 11 października 2012

Chapter 3. - H V


Od autorki: Siema! Przepraszam za błędy i powtórzenia, ale nie mam dziś siły by to sprawdzać, jutro wrócę późno, więc wrzucam teraz! xx
~*~


Strach.

Po raz kolejny poproszę o Twoją definicję.

Nie wiesz, ale go czujesz?

Nie wiesz, ale doskonale go znasz?

Nigdy się nie poddawaj, nawet kiedy sprawa wydaje się z góry skazana na niepowodzenie.

Bo może akurat spotkasz.. swojego anioła..

..który otworzy przed Tobą skrzydła..

... i porwie Cię w otchłań snów..

.. z których już tylko krok do szczęścia.

Każdy z nas jest artystą własnego życia, nie zapominaj o tym!

Jak pisał Paulo Coelho : " Tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką "

Strach przed porażką?

 Nie?

Strach przed utratą?

 Nie?

Strach przed miłością?

Czyżbym trafiła w sedno?

Serca nigdy nie uciszysz.
~*~
 ~TheEndIsJustTheBeginning~
 

Jego ręce drżały, a nogi uginały się w momencie, gdy naciskał na srebrną klamkę od sali, w której znajdował się nastolatek nazwiskiem Styles. Delikatnie uchylił drzwi i bardzo cicho wszedł do środka. Chłopiec spał, wydawał się być tylko zmęczony. Louis podszedł o krok bliżej niż planował i zacisnął swoje dłonie na zimnej, metalowej barierce od łóżka. Mógł wreszcie dać upust emocjom, które się w nim skumulowały. Trwał w swoim transie długo, analizując dokładnie rysy twarzy nieprzytomnego Harry'ego, co jakiś czas zerkając na podłączoną aparaturę. I wtedy niespodziewanie dla Louisa chłopak otworzył oczy.

- Gdzie ja jestem? - jego głos był zachrypnięty, a oczy lekko podkrążone.

- W szpitalu Harry. - odparł Loueh i prędko podał mu szklankę z wodą mineralną.

- Zaraz.. znam Cię.. znam pana skądś - mruknął pacjent podnosząc się nieco wyżej, a w jego oczach pojawiły się iskierki, których on sam z pewnością nie rozumiał.

Louis tylko uśmiechnął się pod nosem i poprawił mu poduszkę, która zwisała na jednym z krańców materaca.

- Wiem. Pan Tomlinson, prawda? - spytał Harry po chwili namysłu. - Byłem tu kiedyś z moją siostrą..
Na twarzy Louisa widoczne było zdziwienie. Chłopak, o którym nie mógł przestać myśleć od pierwszej chwili, gdy go ujrzał pamiętał teraz jego nazwisko. Czy to nie jest piękne?

- Wystarczy Louis - odpowiedział szatyn poprawiając swoje okulary. - Mów do mnie Louis.
_

Tomlinson wyszedł z pomieszczenia szybciej niż miał w zamiarze. Nie mógł wytrzymać napięcia jakie rosło z sekundy na sekundę między nim, a leżącym chłopakiem. Spojrzał tylko prędko na kartę pacjenta, życzył zdrowia i nie wdawał się w dalszą rozmowę mimo, że bardzo tego pragnął. Pragnął poznać Harry'ego Stylesa i jego życie, pragnął poznać jego wady i zalety, pragnął poznać jego nawyki, uzależnienia, marzenia..

..tylko tyle pragnął.

Idąc korytarzem nadal nie mógł uspokoić swojego oddechu. Oparł głowę o jedną ze ścian i nerwowo przygryzał wargę. Nie docierało do niego to, dlaczego tak dziwnie wpływa na niego zwykły pacjent.

Błąd.

Harry Styles nie był zwykłym pacjentem. Niestety Louis jeszcze tego nie wiedział.

- Wszystko okej? - głos Rity wyrwał go z zamyślenia wprawiając tym samym w zażenowanie.

- Tylko.. źle się czuję. - skłamał jak nigdy.

- Tommo, od kilku dni zachowujesz się dziwnie. - kontynuowała Ora, ale przyjaciel już jej nie słuchał, bowiem po raz kolejny odpłynął w krainę marzeń. - Ziemia do Louisa! Jesteś jakiś nieobecny.

- Już mówilem, że po prostu gorzej się czuję. - krzyknął ze złością Lou, a Rita odskoczyła na bok.

Nagle jego pager zadzwonił. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie numer sali jaki mu się wyświetlił był numerem pokoju Harry'ego. Złapał Ritę za rękę i ruszył w odpowiednim kierunku.
Harry po raz kolejny stracił oddech.

- Sztuczne oddychanie! - krzyknęła pielęgniarka, a kilka zebranych osób odsunęło się od łóżka. Louis był jedynym, obecnym tu lekarzem i w jego obowiązku było ratować życie pacjenta.

- Louis do cholery, bo on umrze! - głos blondynki dał w końcu wyczekiwany efekt.

Tomlinson nachylił się nad leżącym chłopakiem w celu wykonania resuscytacji.. W momencie, gdy jego usta prawie dotykały warg nieprzytomnego chłopaka musiał powstrzymywać swoje żądze, musiał walczyć by go nie skrzywdzić. Był niczym wampir pragnący ukąsić swą ofiarę, a jednocześnie ta ofiara była jego uzależnieniem.

Na całe szczęście funkcje życiowe zostały przywrócone, a Lou mógł opaść na krzesło i odetchnąć z ulgą. Oddech nastolatka unormował się i nic nie wskazywało na ponowne zaburzenia. Louis zaczynał rozumieć, że nie uwolni się od tego, co dzieje się w jego sercu. Miał mroczki przed oczami i ciary na całym ciele. Czuł ciepło klatki piersiowej Harry'ego i wyobrażał sobie jak pieści jego usta.

Ewidentnie poczuł, że świruje.

 ~YouCan'tFoolDestination~

Liam nie przespał całej nocy dręczony przez wyrzuty sumienia i głupkowate fantazje. Był zły na siebie, że nie pobiegł za blondasem. Przecież mógł go zatrzymać, przeprosić. Mógł uczynić wszystko, ale w tamtym momencie był tak zszokowany, że nie potrafił zrobić żadnego sensownego ruchu.  Rano wypił tylko kawę i przegryzł suchego tosta, po czym zarzucił plecak i ruszył w stronę uczelni. Chciał już tam być, chciał wyjaśnić całą sprawę.

Nialler w przeciwieństwie do Liama nie chciał wcale zaczynać tego dnia wykładem ze starszym rocznikiem. Obawiał się wielu rzeczy, ale chyba najbardziej obecności chłopaka, który poprzedniego dnia niespodziewanie pocałował go w parku. Dziś musiał również odwiedzić szpital swojej cioci w celu potwierdzenia praktyk. Z ogromnym trudem wstał z łóżka, przemył twarz, wyczyścił ząbki na których zalegał aparat ortodontyczny i bez jakiegokolwiek śniadania ruszył do szkoły.

Zajęcia zaczynały się punkt ósma, więc dr Jefferson postanowił odczekać jeszcze kilka minut na ewentualnych spóźnialskich. Lewą część sali zajęli studenci z drugiego roku, w tym Liam oraz jego przyjaciel Andy. Oczywiście prawa została zarezerwowana dla tych młodszych, mniej doświadczonych. Wybiło pięć po ósmej, a zdenerwowanie Payne'a wzrastało z każdą chwilą. Nialler nie zjawił się dotychczas, co mogło znaczyć, że nie pojawi się już w ogóle.

- Co Ci jest? - Andy szepnął widząc drżące ręce swojego najlepszego kumpla.

- Nic - skwitował krótko Li lustrując ostrożnie całą salę.

Nagle drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wpadł blondyn. Jego włosy były potargane przez wiatr, na twarzy widniały dwa dorodne rumieńce, a szary kardiganek dodawał mu uroku.

- Witamy, panie Horan. Proszę zająć miejsce!- jęknął profesor, a Liamowi zrobiło się słabo.

Przez kolejne trzy godziny wykładów wpatrywał się w siedzącego po przeciwnej stronie chłopaka udając, że coś notuje lub, że patrzy na zegarek.

Gdy Jefferson ogłosił koniec zajęć Liam zamknął swój niezapisany notes i prędko zerwał się z miejsca.

- A Ty dokąd? - pytanie Andy'ego podparło go do muru.

- Mam coś do zrobienia. - odparł niepewnie, po czym nie czekając na reakcję przyjaciela skierował się w stronę drzwi.

Andy był zdziwiony, bowiem Payne nigdy nie zachowywał się w podobny sposób. Nigdy nie miał przed nim tajemnic. Nigdy nie znikał tak nagle i nigdy nie był tak rozkojarzony.

Nie ważne.

Nialler nie czekał, aż wszyscy opuszczą salę wykładową. Próbował przemknąć niezauważony, ale niestety w ciasnym korytarzu poczuł na swoich plecach czyjąś rękę.

- Możemy pogadać? - głos Liama drżał i powodował, że nie brzmiało to wcale poważnie.

- Nie mamy o czym. - odburknął Horan przyspieszając kroku.

- Poczekaj. To wczoraj to.. - wyjaśniał Li, ale blondyn wcale go nie słuchał. A przynajmniej udawał.

- To wczoraj nie miało miejsca, rozumiesz? - krzyknął Niall popychając starszego studenta na zimną ścianę.

Chłopak jednak nie dał za wygraną i podążył w stronę wyjścia. Uznał, że to będzie totalny kretynizm śledzić swój obiekt westchnień, ale ostatnio w jego zyciu nic nie było normalne.

Minęło 15 minut, gdy znaleźli się na miejscu. Liam zastanawiał się w jakim celu Horan zmierza do największego w Londynie szpitala. Chwilę później podsłuchując jego rozmowę z recepcjonistką imieniem Rita mógł wysnuć wniosek, że przybył tu w celu załatwienia praktyk. Nagle na korytarzu pojawił się Louis, którego Payne kojarzył z domówki u DJ Malika.

- Liam? Co Ty tu robisz? - krzyknął radośnie lekarz i podszedł do chłopaka witając się z nim w przyjacielskim uścisku.

- Shhh, ukrywam się - oświadczył szeptem i skrył się za ścianą.

- Co robisz? - Tomlinson wybuchnął śmiechem, a Rita mu zawtórowała.

Wtedy na korytarzu pojawiła się Tracy wraz ze swoim siostrzeńcem. Kiedy spojrzenia dwóch studentów spotkaly się ze sobą mogłoby się komuś wydać, że to ostatnie minuty ich życia.

Były pełne przerażenia, szoku i chęci ucieczki.

- Ach, Ty pewnie jesteś Niall, Twoja ciocia mi wiele o Tobie opowiadała - Loueh rozpoczął rozmowę, a po chwili spojrzał znacząco na Liama - To jest Li, mój znajomy.. ale zaraz, czy Wy razem nie studiujecie?

- Tak jakby - burknął przez zęby Niall, za co został skarcony przez swoją ciotkę.

- Może Ty również potrzebujesz praktyk ? - pan doktor Tomlinson zwrócił się do stojącego z założonymi rękoma Liama, który ani myślał odmówić.

Gdy Lou wraz z Tracy odeszli na chwilę na bok by dopełnić wszelkich formalności dwójka pragnących siebie nawzajem mężczyzn została sama, nawet Rity nigdzie nie było.

- Nie uciekaj przede mną. - szepnął Liam wplatając swoją rękę w gęste włosy blondyna. - Pozwól sobie na odrobinę szaleństwa.

niedziela, 16 września 2012

Chapter 2. - H V


Od autorki: Hej wszystkim! :) Dziękuje za tak miłe przyjęcie. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i że ta historia pokaże Wam jak silna może być miłość bez względu na to między kim się zrodzi. Przepraszam za tak długą zwłokę, ale miałam znów małe problemy z pisaniem. Dziękuje za Wasze opinie. Liczę na komentarze i wprowadzam tu zasadę PTS ( przeczytałeś-to-skomentuj ) Dzięki! xx

~*~

 ~*~


Cześć, wpadłam tu tylko na chwilę.

Mam kilka pytań.

Niektóre z nich już znasz.

Wierzysz w miłość?

A potrafisz podać mi jej definicję?

Wierzysz w przyjaźń?

A znasz jej podstawowe zasady?

Wierzysz w bezinteresowność?

Udowodnij.

Człowiek, który pokocha od pierwszego wejrzenia jest zabawką w rękach losu.

Człowiek otumaniony miłością widzi tylko to, co chce.

Stracone szanse bolą najmocniej.

Czy jesteśmy w stanie odbudować złamane obietnice?

"Nigdy nie pozwól by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry"

~*~
 ~TheEndIsJustTheBeginning~

Louis po powrocie do domu czuł się okropnie źle. Spędził sporo czasu na polanie przez co zmarzł i nabawił się kataru. Dlatego, gdy tylko otworzył drzwi od swojego mieszkania natychmiast skierował się w stronę kuchni w celu zaparzenia herbaty malinowej, która rzekomo pomagała na ból gardła. Był lekarzem i powinien wiedzieć, że to tylko tania bzdura. Może i wywar ze słodkich owoców łagodził ból, ale z pewnością nie likwidował całkowicie infekcji. Ale co mógł poradzić, gdy najukochańsza rodzicielka wcisnęła mu kilka opakowań 'RaspberryTreat'? Po prostu włożył je do torby bez słowa sprzeciwu. Gdy ciepły napój rozlał się po jego wnętrzu poczuł ogromną ulgę. Wziął prędko prysznic i zatopił się w swoim łóżku oglądając ulubiony serial na HBO. W ten sposób próbował choć na chwilę odejść od myśli o zakręconym bracie swojej pacjentki.

Ale nie mógł.

Właśnie siedział na betonowym murku i wpatrywał się w zielone tęczówki chłopca ze szpitala, gdy poczuł wibracje pod poduszką. Wyrwał się z błogiego snu i z ogromną niechęcią odebrał telefon.

-Halo? - jego głos by zachrypnięty, pełen złości i zmęczenia.

- Wiesz, która jest godzina? Dzwonię już chyba trzydziesty raz. - Rita brzmiała ostro i zdecydowanie. - Masz szczęście, że ordynatora dziś nie ma na oddziale. Louis, słuchasz mnie?

- Mhm, już wstaje. Obudziłaś mnie Riciak, nie wybaczę Ci tego. - odparł przecierając oczy. - O Boże, już w pół do dziewiątej? Zaspałem!

- Właśnie staram Ci się to uzmysłowić. Widzę Cię tu za 10 minut. - odpowiedziała dziewczyna, po czym zakończyła połączenie.

Louis opadł ponownie na poduszki, a telefon który trzymał w dłoni wylądował na podłodze. Tak strasznie nie miał ochoty wstawać. Czuł, że powinien dzisiejszy dzień przeleżeć pod kocem oglądając jakieś głupie seriale lub po prostu słuchając kolejnej audycji radiowej o tym jaka miłość jest piękna. Po prostu to czuł. Nie miał dziś na tyle siły by zmierzyć się z walką o swoje szczęście, a co dopiero o szczęście innych ludzi. Zebrał się z łóżka dopiero po piętnastu minutach całkowicie pewien, że Rita nie wyda go przed szefem. Przemył twarz, włożył odpowiednie ubranie i przegryzając suchego tosta skierował się w stronę przystanku. Dzisiejszy dzień był inny. Nie padało, co w Londynie na prawdę bywało rzadkością. Tomlinson zdecydowany, że w ten sposób dotrze dopiero na koniec swojej zmiany zamówił taksówkę. Oparł głowę o szybę samochodu i zastanawiał się dlaczego w jego głowie ciągle siedzi ten rozkoszny dzieciak, który rozbudził w nim takie emocje.
_

- No proszę, witamy na pokładzie. Wcale nie mówię, że jest po dziesiątej. - krzyknęła Rita widząc jak Louis próbuje przemknąć niezauważony.

- Zamknij się, co? Miałem ciężki wieczór. - odparł chłopak i nie kontynuując już dłużej tej konwersacji zniknął w pokoju lekarskim.

Długo rozważał czy powiedzieć Ricie o swoich odczuciach, ale później doszedł do wniosku, że to nic takiego. Przecież to normalne, że lekarz rozmyśla o swoich pacjentach, prawda? Miał świadomość, że to, co dzieje się w jego sercu nie jest ani trochę zdrowe, ale mocno upierał się przy fakcie, że nic nie uległo żadnej zmianie.

W gabinecie siedziała Tracy, koleżanka po fachu. Powitała go z radością, co było dość dużym zaskoczeniem.

- Świetnie Cię widzieć Louis. Mam pewien kłopot. - szepnęła zamykając drzwi od sali. - Mój siostrzeniec Niall jest właśnie na studiach i potrzebuje dobrej praktyki. Pomyślałam o Tobie.

- Ach, jasne. O ile ordynator wyrazi znów zgodę na ten projekt to możesz być pewna, że Niall ma miejsce.

Lou nie czekał na odpowiedź, prędko przebrał się w zwyczajny fartuch lekarski i wyszedł na obchód. Po drodze zgarnął jeszcze kawę od Rity i znosząc jej ironiczny uśmieszek powędrował dalej. Dziwnym trafem nie było wielkiego ruchu, jakby ludziom nagle odechciało się chorować. Ale to chyba dobrze. Przynajmniej dla Tomlinsona, którego myśli nadal nie mogły odbić od brata dziewczyny o nazwisku Styles. Staranie zapisał każdą literkę w swoim notesie. Nie chciał zapomnieć, właściwie to było to nie możliwe, ale należał do tych osób, które wolą chuchać na zimne.

Nagle zadzwonił jego pager. Pobiegł korytarzem do wyznaczonej sali. Stanął na progu, podczas, gdy dwójka lekarzy reanimowała młodego mężczyznę.

-Co się stało? - krzyknął Louis podchodząc bliżej. - Amy, podłącz aparaturę! Prędko, nie możemy go stracić!

I to był ten moment. Tomlinson spojrzał na pacjenta, a jego serce drgnęło. Poczuł jak zaczyna robić się co raz słabszy, a jego dłonie drżą z przerażenia. Złapał się stojącej obok kroplówki.

- Wszystko w porządku? - pytanie Rity przywołało go do rzeczywistości. - Louis, wszystko w porządku?

Nie zdołał odpowiedzieć, bo słysząc, że chłopak odzyskał oddech utracił przytomność. Obudził się dopiero po chwili czując na swoich policzkach dłonie Tracy. Podniósł się z sofy i wybiegł w stronę gabinetu Rity.

- Co z nim? - mruknął zdenerwowany widząc jak blondynka zapisuje listę pacjentów. - Co z nim Rita?

- Z kim Louis? O czym Ty mówisz? - szepnęła nie odrywając się od pracy. - A, pytasz o tego chłopca. Nazywa się Harry. Harry Styles. Już z nim lepiej, ale ciągle śpi. Nikt nie wie, dlaczego utracił funkcje życiowe. Twoja rola Mr Tommo, ostatnie drzwi po prawej stronie.

- Harry Styles. - powtórzył Loueh i skierował się tam.. właśnie tam za głosem serca.

 ~YouCan'tFoolDestination~

Niall był właśnie przed wykładem doktora Jeffersona, gdy wyświetlacz jego komórki oznajmił mu nowe połączenie.

- Ciocia Tracy? - jęknął zdziwiony, odchodząc na bok, bowiem gwar uczelni nie pozwalał na jakiekolwiek rozmowy.  Kiedy dowiedział się w jakim celu dzwoni siostra jego matki był wniebowzięty. Tak miłej wiadomości nie dostał dawno. Przynajmniej teraz nie musiał martwić się o staż. Niebawem miały rozpocząć się zajęcia praktyczne, a on właśnie otrzymał przepustkę do drużyny jednego z najlepszych i najmłodszych lekarzy w mieście. Z tych rozmyślań wyrwał go jakiś kolega. Pora na wykład.

- Szanowni państwo, mam dla Was informację. - głos profesora rozszedł się po całym pomieszczeniu. - No już, cisza! Od jutra zaczynamy zajęcia ze starszym rocznikiem. To projekt współfinansowany przez Ministerstwo Zdrowia i Edukacji, a więc nie możecie się z tego wypisać. Ach, jak mi przykro. Będziemy spotykać się codziennie po kilka godzin, myślę, że zarówno Wam jak i Waszym kolegom wyjdzie to na dobre.

Niall w tym momencie zastygł. Czy czasem ten chłopak, na którego wpadł rano, a później w parku nie uczęszcza na drugi rok?

O nie.

_

Liam dziś zerwał się z łóżka przed czasem, co zaskoczyło zarówno jego matkę jak i siostry. Nigdy przedtem nie wstawał tak wcześnie, a jeśli w ogóle to tylko wtedy gdy na prawdę musiał. Wszyscy w domu wiedzieli, że albo stało się coś bardzo przełomowego w jego życiu, albo po prostu chłopak dojrzał i zrozumiał, że nauka jest bardzo ważna. Zakładali raczej, że to pierwsze.

- Dobrze się czujesz? - szepnęła Ruth widząc jak Liam zaczesuje swoje włosy do tyłu i poprawia idealnie wyprasowaną koszulę.

- Świetnie, ale czemu pytasz? - odparł chłopak nie dając wyprowadzić się z równowagi. Jego siostra oparła się o framugę drzwi od łazienki i nadal wpatrywała w te pedantyczne przygotowania.

- Nigdy wcześniej nie wstawałeś przed siódmą, nie stroiłeś się, nie czesałeś w ten sposób. Zakochałeś się?

Liam zastygł teraz podobnie, jak Nialler wcześniej.

- Zwariowałaś! - zaśmiał się próbując ukryć wypieki na swojej twarzy, ale Ruth nie czekała na dalszą odpowiedź tylko krzyknęła na cały dom: 'Nasz Liamuś ma dziewczynę, nasz Liamuś ma dziewczynę'

Szkoda, że to było tak dalekie od prawdy.

W odróżnieniu do Horana, Liam na wieść o tym, że przez najbliższy tydzień będzie odbywał zajęcia z pierwszym rocznikiem ucieszył się. To znaczyło jedno: blondyn na horyzoncie.

Jednak nie chciał czekać do jutra. Nie mógł wytrzymać, dlatego postanowił odszukać chłopaka i wyjaśnić całą sprawę, od początku do końca. Długo wędrował po różnych zakamarkach uczelni, odwiedził nawet toalety i kiosk ruchu. Nigdzie go nie było. Wtedy w jego głowie pojawiła się nowa idea. Park.

Liam szedł w zaparte i nie martwił się o to, że właśnie powinien zmierzać do jednej z wykładowych sal. Odnalazł wzrokiem blond czuprynę i w mgnieniu oka bez jakiegokolwiek zapytania usiadł obok.

- Dlaczego przede mną uciekasz? - szepnął, by nie przestraszyć po raz kolejny chłopaka.

- Dlaczego jesteś wszędzie tam gdzie ja? - odpowiedział Niall.

- Um, może to przeznaczenie - jęknął pod nosem Payne, ale chłopak zdawał się nie słyszeć jego słów. Może to i lepiej. - Nie wiem sam, jakoś tak wyszło.

Spojrzeli sobie w oczy, a niewidoczne iskierki objęły ich postury. Chemia. Liam poczuł chemię. Ogromne pożądanie i masę miłości. Nie potrafił poradzić sobie z tym, bowiem nigdy nic podobnego mu się nie zdarzyło. A teraz? Teraz nie mógł przestać wpatrywać się w te pełne błękitu tęczówki. Jego dłoń powędrowała we włosy Horana, a usta z taką delikatnością naparły na wargi młodszego studenta, jakby były najcenniejszą rzeczą, którą mógł dotknąć. Odpłynęli.

Gdy pocałunek dobiegł końca Niall podniósł z ziemi torbę, zarzucił ją na ramię i zniknął z pola widzenia Liama, który nadal nie mógł uwierzyć do czego doszło.


@natsdirection


poniedziałek, 3 września 2012

Chapter 1. - H V

 Od autorki: Witam ponownie! Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale czasami włącza mi się blokada no i nie mogę napisać nic sensownego. Serio! Dzisiaj możecie podziękować Larry'emu. To tylko i wyłącznie dzięki nim dodaje te bzdury, bowiem trzeba być mną, aby zaspać na rozpoczęcie roku szkolnego i ostatecznie na nie w ogóle nie pójść. Wszystko przez nocnego Larry kissa! Omg, miałam motylki tak silne, że nie spałam do 5 rano. :D Ten chapter nie jest taki chciałam, aby był, ale no cóż. Chyba serio się wypalam, ale to pozostawiam już Wam do oceny. Wiem, że jeszcze nie ma jakiejś konkretnej akcji typu Larry&Niam, ale cierpliwości. Wszystko przyjdzie z czasem. Dziękuje też za tyle miłych słów pod prologiem i za tyle obserwatorów (: jesteście najlepsi! Chciałam jeszcze dodać, że założyłam character asks, coś w stylu pytań do postaci z moich blogów.
TU zapraszam (:



JEŚLI NIE CZYTAŁEŚ PROLOGU, TO ZAPRASZAM TU (WAŻNE!)
~*~

Mówi się, że człowiek stworzony jest do kochania.

Mówi się, że człowiek chcę kochać i być kochanym.

Mówi się, że kochać to chcieć szczęścia drugiej osoby.

Mówi się, że prawdziwa miłość przekracza wszelkie granice.

Mówi się, że gdy masz kogoś w sercu, on pozostanie tam na wieki..

Wierzysz w to?

Zawsze, gdy opowiadam tę historię w moim sercu kreśli się mała rysa.
  
Wierz mi, lub nie, ale takiej miłości nie spotkasz na ulicy. 

Wierz mi, lub nie, ale moje skrzydła przesiąknięte łzami błagają o pomoc.

 Wierz mi lub, nie, ale czas leczy rany.

Prawdziwe historie miłosne nie mają szczęśliwego zakończenia.

One się nigdy nie kończą.

~*~
~TheEndIsJustTheBeginning~

Louis od początku wiedział, że ta praca nie będzie łatwa. Bo, kto z jego wrażliwością byłby w stanie przekazywać drastyczne informacje ludziom, którzy pokładali w nim ostatnie nadzieje? No właśnie. Niestety los nie zawsze mu sprzyjał. Często po zarwanej nocce na oddziale długo rozmyślał. Zastanawiał się, co by było gdyby uratował choć jedną osobę więcej. Miewał wyrzuty sumienia mimo, że nie powinien. Nie obwiniał się za śmierć tych ludzi. Po prostu było mu przykro. Był młodym lekarzem, wiele się uczył, ale jak na swój wiek i praktykę prędko zyskał ogromne grono pacjentów. Od dziecka wiedział, że medycyna jest jego przeznaczeniem. To nie tak, że matka i ojciej powtarzali mu w kółko, że ma zostać kimś ważnym. On po prostu czuł, że chce pomagać ludziom.  Droga z przystanku autobusowego do szpitala była dość długa, aczkolwiek Louis znał doskonały skrót dzięki, któremu zawsze zyskiwał na czasie. Była to ciasna uliczka, w której stało kilka opuszczonych domów. Miał wrażenie, że Londyn całkowicie zapomniał o tym miejscu. Jednak było tu coś jeszcze, coś, co szatyn określał mianem małego raju. Odkrył to przypadkiem, kilka miesięcy temu, gdy zaczynał pracę w owym szpitalu. Było wtedy ciepło, promienie słońca drażniły jego powieki. Maszerował właśnie do domu, kiedy jego oczy napotkały wąską szparę w murze otaczającym jedną z posiadłości. Zerknął z ciekawości w głąb, a jego oczy natychmiast zaiskrzyły. Od tego momentu różnobarwna polana nad małym stawem stała się jego azylem. Od tego momentu, gdy tylko potrzebował chwili spokoju udawał się tam i w ciszy analizował wszystko, co  zaprzątało jego myśli. A ostatnio zdarzało się to zbyt często..

Wdrapał się teraz na pierwszy z 30 schodków prowadzących do szpitalnego holu. Złapał ręką poręcz i jakby usiłując się nią wspierać zdobył szczyt w przeciągu minuty. Wystarczyło jeszcze dojść do windy, a następnie wjechać na czwarte piętro, założyć odpowiedni strój  i rozpocząć kolejny męczący dzień z kubkiem gorącej kawy w ręce. O tak. Kawa była teraz tym, o czym Louis marzył najmocniej na świecie. Tylko ona mogła postawić go na nogi. Potrzebował tego dzisiaj, jak nigdy dotąd.

- Pacjent na trójce - dobrze znany mu głos dotarł do jego uszu, gdy winda rozchyliła swe drzwi dojeżdżając na odpowiednie piętro.

- Rita, dopiero wszedłem. - jęknął widząc roześmianą twarz swojej asystentki. Była ona na prawdę miłą dziewczyną. Studiowała nawet na tym samym uniwerku, co Lou. Już od pierwszego dnia w szpitalu zaprzyjaźnili się ze sobą tak, że z czasem jedno nie miało przed drugim, ani grama tajemnicy.

- Zrobię Ci kawę, przegiąłeś z tą wczorajszą imprezą Tomlinson - odparła z politowaniem znikając na zapleczu.

- Dziękuje za uznanie, czekam na kawusie. - parsknął szatyn odchodząc do gabinetu lekarzy, który znajdował się kilka metrów dalej.

Pokój ten był duży, przestronny. Pod oknem stało ogromne łóżko, które w czasie dnia składane było w przyjemnie wygodną kanapę. Louis już wiele razy doświadczył tego komfortu zostając na nocny dyżur, czy też śpiąc w ciągu dnia, bowiem nic szczególnego się nie działo. W kącie stał mały telewizor, a na jednej ze ścian zalegał komplet mebli, które tak, czy inaczej zostałyby obładowane jakimiś mało ważnymi papierami lekarskimi. Louis nigdy nie sprawdzał, co zawierają. Było mu to zupełnie nie potrzebne. Oprócz niego prawo głosu w tym pomieszczeniu mieli jeszcze inni lekarze. Matt, Lindsay i Tracy.

- Louis, kawa. - szepnęła Rita kładąc tacę na małym stoliczku przy drzwiach. - I wiesz, w trójeczce nadal czeka pacjent, to pilne.

Tomlinson nie odpowiedział nic. Podziękował uśmiechem i odprowadził blondynkę wzrokiem. Czasem zastanawiał się, dlaczego nigdy wcześniej nie zakochał się w niej. Była na prawdę piękną i do tego inteligentną dziewczyną. Może miał na to wpływ fakt, że oddając się szałowi pracy nie wiele czasu zostawało na miłość.

- Dzień dobry, jestem doktor Louis Tomlinson - jęknął słysząc jak dziwnie brzmi ta cała profesjonalna nazwa. Przetarł czoło ręką i zbliżył się do leżącego na kozetce pacjenta. Przez te wszystkie miesiące powinien już przywyknąć. Jednak jedyną osobą, która cieszyła się z tytułu 'pan doktor' była jego matka. Rozsadzała ją okropna duma, bowiem jej mały syneczek osiągnął swój cel. Natomiast on nadal wolał, gdy ktoś do niego zwracał się zwyczajnym 'Lou'.

Wizyta była krótka. 30- letni pacjent z okropnym bólem brzucha rozchodzącym się po całym ciele. Louis po krótkim wywiadzie udzielił diagnozy, aczkolwiek dla stu procentowej pewności odesłał mężczyznę na szereg skomplikowanych badań, które miały potwierdzić jego przypuszczenia.

Ten dzień zapowiadał się jak każdy inny. Nie chodzi o to, że Louisa nudziła ta praca. Nie. Była spełnieniem jego najskrytszych marzeń, ale bywały dni takie jak dzisiejszy, w których oddałby wszystko za kilka wolnych godzin. Ruch w szpitalu nie wzrastał, dzięki czemu mógł choć przez chwilę odpocząć rozkładając się na sofie w gabinecie lekarskim. Obiecał sobie, że już nigdy w niedzielę nie pójdzie na żadną imprezę.

- Lou - głos Rity wyrwał go z drzemki - Lou zejdziesz na dół? Potrzebują kogoś na ratunkowym, a Eric'a nigdzie nie ma.

- Jasne, już idę - oznajmił chrapliwym głosem i przetarł zmęczone powieki. Podniósł się z ogromną niechęcią i skierował w stronę windy. Poprawił niebieski uniform i kliknął na duży, czarny przycisk z numerem '1'.

W mgnieniu oka znalazł się na pierwszym piętrze. Ujrzał ogromną kolejkę do gabinetu, a jego oczy mimo woli opadły ze zmęczenia. Ten dzień zapowiadał się strasznie. Pielęgniarka poprosiła pierwszego z przybyłych pacjentów. Po serii - przeziębienie, grypa, zatrucie pokarmowe Louis miał dość. Dopiero dziś zdał sobie sprawę jak wiele wysiłku i cierpliwości wymaga od niego ta praca.

- Ostatni - szepnęła z ulgą Amy otwierając drzwi, aby umożliwić wejście dwójce nastolatków.

Louis odpowiedział szorstkie 'okej', bowiem był przekonany, że to kolejny nic nie znaczący przypadek. Gdy usłyszał za swoimi plecami męski, donośny, ale bardzo czuły głos jego głowa bezwarunkowo się odwróciła. Ujrzał stojącego w drzwiach chłopaka z ogromną burzą loków na głowie. Obok niego stała dziewczyna w długich brązowych włosach. Miała podkuloną nogę, co Tomlinson, jako lekarz zauważył od razu.

- Dzień dobry - odparł ze zdziwieniem jakby zobaczył coś nienaturalnie pięknego.

- Moja siostra Gem, spadła z dużej wysokości podczas wspinaczki, podejrzewamy, że to może być złamanie. - wyjaśnił chłopak nie dając Lou dojść do słowa.

- Harry, nie wytrzymam już dłużej - jęknęła dziewczyna zaciskając pięści na jego koszulce. Louis zareagował od razu prosząc, aby zajęła odpowiednie miejsce.

Po dokładnym badaniu potwierdził słowa Harry'ego.

- Złamanie, niestety czeka Cię kilka tygodni z nogą w gipsie. - mruknął pod nosem z przejęciem. To było dziwne. Nigdy dotychczas nie pokazywał swoich uczuć przed pacjentami. Ale w tym przypadku chciał okazać swoją troskę. Sam nie wiedział dlaczego.

- Amy - wskazał na pielęgniarkę - Amy, zabierze Cię teraz, a ja porozmawiam z Twoim bratem i wypiszę ewentualne leki. Gemma skinęła głową i po chwili zniknęła za drzwiami od gabinetu.

W pomieszczeniu natychmiast zrobiło się cicho. Louis poprawił zalegające na jego oczach okulary, a zdezorientowany nastolatek oparł się o framugę drzwi.

- Może usiądziesz? - spytał, czując jak rumieńce oblewają jego policzki. Nie potrafił w tym momencie wymyślić nic sensownego jak owe pytanie.

- Um, okej - odparł Harry zajmując małe białe krzesełko na przeciw pana doktora.

Przeprowadzili krótką, niby nieznaczącą rozmowę, podczas której wargi Louisa wyschły kilka razy, a gula w gardle zacisnęła zbyt mocno. Nigdy dotąd nie czuł czegoś takiego, wobec jakiegokolwiek pacjenta. Dobra. Nigdy dotąd nie czuł czegoś takiego, wobec nikogo. Nawet Eleanor. Jego byłej, ukochanej dziewczyny.

Najgorsze w tym wszystkim jednak było to, że po wyjściu Harry'ego nadal miał w głowie jego uśmiech, oczy i ten zbijający z tropu głos. Nadal czuł jego wzrok na sobie i nadal zastanawiał się dlaczego o tym myśli. Błędne koło można powiedzieć. Okropny był też dla niego fakt, że już nigdy więcej nie spotka tej lokatej czupryny.. a dziwny głos prosto z serca mówił mu, że to byłoby na prawdę czymś dobrym, czymś nad czym nie musiałby się rozwodzić.

Louis po skończonej pracy miał wrócić do domu. Ostatecznie wylądował na polanie, gdzie do ostatnich promieni słońca analizował dzisiejsze spotkanie z chłopakiem, który zbyt mocno utkwił w jego pamięci.

~*~
~YouCan'tFoolDestination~

Liam długo zastanawiał się, dlaczego blondyn uciekł bez słowa. Przypomniał sobie niebieskie tęczówki nieznajomego, a dziwne ciepło oblało jego ciało. Siedział teraz na wykładzie jednego z najnudniejszych profesorów na uczelni i nie potrafił skupić się na tym, na czym powinien.

- Panie Payne, może chce pan poprowadzić za mnie zajęcia ? - szorstki głos starszego mężczyzny podrażnił jego bębenki. Chłopak ocknął się i posłał przepraszające spojrzenie wykładowcy, który przyjął je ze skromnym uśmiechem. Liam nie stwarzał większych kłopotów. Zawsze wiedział jak się ubrać, aby nikogo nie zawieść. Zawsze wiedział kiedy i co powiedzieć, aby nikt nie pomyślał o nim czegoś złego. Zawsze wiedział, co robić. Ale w chwili, gdy przypominał sobie zdarzenie z samego rana jego pewność siebie gasła, a policzki nabierały dziwnej, dotąd nieznanej mu barwy.

W ten oto sposób minęły dwie godziny. Na boku jego notatnika można było ujrzeć krótkie, nic nie znaczące wpisy typu: odwaga- nieśmiałość, prawda - kłamstwo. Do czego zmierzał wypisując te przeciwieństwa? Tylko sam Liam Payne mógłby to wytłumaczyć.

- Idziesz na zajęcia do starej Karen? - pytanie przyjaciela jakby nie docierało do jego uszu - Liam, pytam czy idziesz na zajęcia do starej Karen? - Andy był wyraźnie zbulwersowany.

- Nie mam ochoty słuchać tych głupot - odparł krótko, bo o wiele bardziej marzył o tym, aby móc znów spojrzeć w błękit oczu chłopaka, na którego wpadł ledwo po wejściu do szkoły.

Brązowooki chłopak udał się do pobliskiego parku, wstępując po drodze do cukierni po słodkiego ptysia. Niestety wszystkie ławki były zajęte przez zakochane pary lub starszych ludzi. Jego wzrok przykuł samotny chłopak na końcu alejki. Trzymał w dłoniach jakąś książkę. Liam zdecydowanie znał tę książkę. Cały poprzedni rok spędził na jej wkuwaniu. Wyczytał ból i znudzenie z twarzy chłopaka. Podszedł bliżej, o wiele bliżej niż było to w ogóle możliwe do wyobrażenia.

- Wolne? - szepnął, nie chcą przeszkodzić studentowi w lekturze jakże interesującej treści.

- Pewnie - mruknął nieznajomy nie odrywając nawet wzroku od druku. Liam mógł się czuć teraz zawiedziony. Ale nie musiał, bowiem nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że siedzący obok niego chłopak to ten sam człowiek z którym zderzył się dzisiejszego poranka.

- Współczuję, przerabiałem to rok temu - wtrącił Payne próbując przerwać męczącą ciszę.

- Serio? To świetnie, może wytłumaczysz mi dlaczego.. - zaczął chłopak, ale w momencie, gdy ich spojrzenia spotkały się ze sobą odsunął się na znaczną odległość, zabrał książkę i migiem zniknął z pola widzenia starszego chłopaka.

Liam mógł tylko się zastanawiać, dlaczego blondas przed nim ucieka. Mógł tworzyć w swojej głowie setki teorii, a z pewnością żadna z nich nie byłaby prawidłowa. Dlatego postanowił odszukać uciekiniera i spytać, co jest powodem jego zachowania..

.. no i może znów chciał popatrzeć w te niebieskie tęczówki. Tym razem odrobinkę dłużej.. gdyby się dało.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Prolog.

Tytuł: Heavenly voice (Niebiański głos)
Pairing: Larry & Niam
Rodzaj: dramat, romans

Od autorki: Sie-sie-ma Misie! Możecie pomyśleć, że oszalałam, a mnie zwyczajnie ponosi wyobraźnia. Mam nadzieję, że spodoba Wam się ten fanfic. Nie wiem czy pisał, ktoś coś o takiej treści. Być może tak, aczkolwiek nie znam wszystkich opowiadań typu bromance. Oczywiście wszystko piszę sama, żeby nie było. Po prostu.. ah, nie będę nic zdradzać. Z czasem zrozumiecie. Tymczasem zapraszam na prolog. Możecie komentować, pytać, obserwować. Niedługo pojawi się tu bardziej profesjonalny szablon. Po prostu nie mogłam się doczekać, aby pokazać Wam ten ugh.. początek. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że bardzo mocno shipuje Larry'ego. Nic nie trzeba tłumaczyć. Ale spróbuje powiedzieć dlaczego akurat 1/2 opowiadania zajmie Niam. Hm, uważam ten słodki bromance za godny mojej uwagi. Mimo, iż z całego serca wspieram związek Liama i Danielle to lubię też Payne'a w połączeniu z Horan'em. No cóż, kończę ten zacny wywód, którego połowa pewnie nie przeczytała:3 Nie mam pojęcia ile będzie rozdziałów i czy dotrwamy do końca. Mam nadzieję, że tak! Bye! :)

~*~

Wierzysz w miłość?

Wierzysz w przeznaczenie?

Wierzysz w miłość między dwojgiem młodych ludzi?

Wierzysz w bezinteresowność?

Wierzysz w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny?

Ponawiam pytanie. Wierzysz w miłość?

Tak?

Nie?

Poczekaj. Nigdzie nie idź.

Jestem aniołem.

I jestem tu po to, by ukazać Ci dwie z pozoru różne historie, których główni bohaterowie nie zdawali sobie sprawy, że u krańców swojego krótkiego życia odnajdą prawdziwe uczucie.

Jestem tu dla Ciebie, pamiętaj.

Jestem tu, bo miłość istnieje.

Nie zapomnij.

Jest ktoś, kogo kochasz?

Kogoś, kto dla Ciebie znaczy wszystko?

Kogoś, za kim skoczył byś w ogień?

Tak?

To pomyśl, że w każdej chwili go może zabraknąć.

To pomyśl, że może odejść w najmniej odpowiednim momencie.

Wierzysz w miłość?

Nie?

Stań na skraju urwiska. Powiedz, że życie jest bez sensu i rzuć się w przepaść.

Jestem aniołem. Widzę wszystko z góry. Chcę Ci opowiedzieć. Posłuchasz?

~*~
~TheEndIsJustTheBeginning~

Tego dnia padał deszcz.

Louis szedł właśnie na przystanek autobusowy, a drobne krople opadały na jego twarz. Był skacowany, nie wyspany i w dodatku przytłoczony myślami o poprzednim wieczorze. Co się zdarzyło? Impreza u DJ Malika. Pół miasta, dużo alkoholu i dobra zabawa. Przynajmniej do czasu.. bowiem niespodziewanie jego była dziewczyna zaproponowała mu, aby do siebie wrócili. Mimo, iż od zawsze darzył ją silnym uczuciem to za każdym razem, gdy ją spotykał pojawiał mu się przed oczami obraz sprzed roku. Obraz pijanej Eleanor, która całuje półprzytomnego chłopaka. Zdradziła go i to na jego własnej imprezie urodzinowej. Nie mógł tego przeboleć. To rana, która sączyła się za każdym razem, gdy tylko spojrzał w jej oczy mimo, iż minęło już na prawdę sporo czasu. Zwyczajnie nie umiał zapomnieć. Odrzucił na bok mokrą już od deszczu grzywkę i ruszył w stronę autobusu, który właśnie podjechał na wyznaczone miejsce. Było bardzo wcześnie rano, a ruch na drogach wzrastał z każdą minutą. Louis zaczynał pracę już od siódmej, więc musiał być na miejscu nieco wcześniej. Zajął jedno z wolnych siedzeń, oparł głowę o szyję próbując zapomnieć o tym, co ciągle siedziało w jego głowie. Wsunął jedną słuchawkę do ucha i odpalił iPod'a. Dopiero, gdy głos znajomego kierowcy oświadczył mu, że to jego przystanek wyrwał się z tej okropnej nostalgii i skierował w stronę szpitala. Kolejny dzień, kolejny dzień, który miał przekreślić marzenia wielu osób. Kolejny dzień, w którym Louis będzie uśmiechał się sztucznie mówiąc 'robimy wszystko, co w naszej mocy, proszę się nie martwić'. Nienawidził tej pracy, ale jednocześnie ją kochał.

~*~
~YouCan'tFoolDestination~

Liam szczerze nienawidził poniedziałków. Początek tygodnia zawsze był dla niego utrapieniem. Musiał wstawać wcześnie rano, co za każdym razem graniczyło z cudem. Gdy budzik nie dawał rady do akcji wkraczała jego mama. Miał z nią zawsze wspaniały kontakt, ale w chwili, gdy ściągała z niego kołdrę był niesamowicie wściekły. Kobieta łagodziła jego złość pysznym śniadaniem i gorącą kawą. Liam obiecał ojcu, że dotrzyma słowa. I mimo, iż jego łóżko prosiło, aby nie wstawał to robił to codziennie przez pięć dni w tygodniu. Był właśnie na drugim roku medycyny, a zajęcia, które odbywały się rano miały ogromne znaczenie. Dlatego MUSIAŁ. Dźwignął się z miękkiego materaca i skierował w stronę łazienki. Po zjedzonym posiłku zaczął żałować wczorajszej balangi u jednego znajomego znajomych. Andy wyciągnął go na imprezę w środku nocy przez co teraz męczył go okropny kac. I jak tu wytrzymać tyle godzin na wykładach? Wziął pod rękę 2 litrową butelkę wody gazowanej i ruszył do garażu po samochód. Kochał swoje życie. Był bogaty i niczego mu nie brakowało. Nie musiał się uczyć, ani pracować. Nic nie musiał. Jego ojciec pertraktował w sprawach międzynarodowych, co zapewniło mu dobrą pozycję do końca życia. Ale obiecał, że wykształci się na porządnego człowieka. Miał ogromne serce i zawsze dotrzymywał słowa. Dlatego i tym razem postanowił to zrobić. W holu szkoły roiło się od studentów. Jedni powtarzali zagadnienia na egzamin, inni opowiadali sobie ekscytujące wrażenia z weekendu, a jeszcze inni zwyczajnie spali oparci o śliskie ściany pomieszczenia. Liam skierował się w stronę sali wykładowej, by zająć jakieś dobre, ustronne miejsce. Schylił się, aby podnieść jedną ze ściąg, która wypadła mu właśnie z notesu. Nie zauważył idącego z naprzeciwka chłopaka. Ich notatki rozsypały się po całym korytarzu falując w powietrzu na wszelkie sposoby. Payne nie wyglądał na złego, a blondyn, który był współzawodnikiem akcji przypominał przestraszonego kotka. Zebrał prędko swoje rzeczy i odszedł bez słowa..